Rose szła w stronę wejścia nią peron z Yvone, ta gadała jak najęta. Póki co nie mówiła jej o zerwaniu.
-Zostały tylko bladoróżowe. A wiesz jak wyglądam w tym kolorze?
-Jak świnka- podpowiedziała Rose.
-Otóż to, co innego różowy ale blady róż. To Jammie, a ta blondi z nim to kto?
Rose spojrzała w jego stronę, Sophie wisiała mu na szyi. Oprócz niej widziała całą brygadę, czyli Kapuchę, Lizzy, Bena... i tak dalej. Złapała Yvone za łokieć chcąc zawrócić.
-Hej Rose!- krzyknęła Sophie.
Przeklnęła w duchu i z udawanym uśmiechem podeszła w jej stronę.
Sophie wyglądała naprawdę przeuroczo, zielona sukienka i białe rajstopy. W włosach miała niebieską wstążkę dopasowaną kolorystycznie do sweterka. Całe to wyobrażenie o ,,przeuroczej Sophie" zniknęło gdy tylko strzeliła z gumy balona, Rose wzdrygnęła się na ten dźwięk.
-Hej wam- przywitała się nie patrząc na Jammie'go, który też skierował wzrok gdzie indziej.
Yvone szturchnęła ją zauważalnie w ramię przez co w myślach jej dziękowała.
-Muszę już iść- powiedziała Rose wskazując głową na zegarek.
-Nie ma sprawy, może zobaczymy się na wakacjach- odparł Robert puszczając do niej oczko.
-Z chęcią- powiedziała pchając kufer w stronę barierki i razem z Yvone znalazły się na peronie 9 i 3/4.
-Co ty za sceny!?- fuknęła Yvonne przeszywając ją wzrokiem....
-Uspokuj się, jasne?- Rose omiotła ją spojrzeniem.-Nie chcę żeby
-O Merlinie! Zerwaliście!- krzyknęła Yvone.
Jakiś chłopczyk z fretką popatrzył na dziewczyny i postukał się palcem w głowę.
-Proszę, cicho...- szepnęła Rose ciągnąc ją w stronę pociągu.
-Poszło o tą blond jędze, ta co się do niego przysała?- dopytywała się Yvone.
-Na litość boską, ona ma trzynaście lat i jest jego siostrą- warknęła Weasley mając nadzieje że uniknie pytań.
Yvone wybrała pusty przedział usiadła na przeciwko Rose patrząc na nią jak na przesłuchaniu.
-O tą wytaułowaną?- dopytywała się dalej.
-Nie. Proszę cicho bądź.
-To mi p o w i e d z- zażądała Yvone marszcząc nos.
-O Meridę, poszło o Meridę. Jasne?!- fuknęła Rose obracając nos w stronę okna.
Yvone wyglądała jakby ją zamurowało, patrzyła się w profil przyjaciółki próbując rozszyfrować czy nie kłamie.
-Jaja sobie robisz?- zapytała patrząc na skamieniałą twarz Rose.- O Merlinie! Ty poważnie. Merida nie pozwala nawet się w rękę całować.
-Miałam dość. Dlaczego on zawsze stawia ją na pierwszym miejscu- warknęła wstając i chodząc wzdłuż przedziału.
-Co ty wygadujesz? Przecież z tobą spędza najwięcej czasu!- Yvone znowu podniosła głos.
Jammie zawsze najpierw myślał o Rose. Uczył się, z nią; chodził na treningi, z nią; do Hogsmeage, z nią. I ona jeszcze narzekała.
-Rose ty go nie kochałaś?- zapytała Yvone zniżając ton do szeptu.
Rose usiadła na ławeczkę patrząc przez chwilę w okno.
-Rose jesteś pewna że to był ten książe na białym koniu?- zapytała jeszcze raz.
-Tak. Ale to nieprawda- wstała szybko otwierając klatkę Łapki, kot wyskoczył do przedziału.-Kiedy jest się z kimś ma się nadzieję że będzie się z nim na zawsze. Może byłam już dojrzała żeby czuć coś takiego, to wcale nie musiała być ta bajkowa miłość, nie?
-Jesteś beznadziejną romantyczką, przekładasz wszystko na tą swoją durną logikę.
-Zostały tylko bladoróżowe. A wiesz jak wyglądam w tym kolorze?
-Jak świnka- podpowiedziała Rose.
-Otóż to, co innego różowy ale blady róż. To Jammie, a ta blondi z nim to kto?
Rose spojrzała w jego stronę, Sophie wisiała mu na szyi. Oprócz niej widziała całą brygadę, czyli Kapuchę, Lizzy, Bena... i tak dalej. Złapała Yvone za łokieć chcąc zawrócić.
-Hej Rose!- krzyknęła Sophie.
Przeklnęła w duchu i z udawanym uśmiechem podeszła w jej stronę.
Sophie wyglądała naprawdę przeuroczo, zielona sukienka i białe rajstopy. W włosach miała niebieską wstążkę dopasowaną kolorystycznie do sweterka. Całe to wyobrażenie o ,,przeuroczej Sophie" zniknęło gdy tylko strzeliła z gumy balona, Rose wzdrygnęła się na ten dźwięk.
-Hej wam- przywitała się nie patrząc na Jammie'go, który też skierował wzrok gdzie indziej.
Yvone szturchnęła ją zauważalnie w ramię przez co w myślach jej dziękowała.
-Muszę już iść- powiedziała Rose wskazując głową na zegarek.
-Nie ma sprawy, może zobaczymy się na wakacjach- odparł Robert puszczając do niej oczko.
-Z chęcią- powiedziała pchając kufer w stronę barierki i razem z Yvone znalazły się na peronie 9 i 3/4.
-Co ty za sceny!?- fuknęła Yvonne przeszywając ją wzrokiem....
-Uspokuj się, jasne?- Rose omiotła ją spojrzeniem.-Nie chcę żeby
-O Merlinie! Zerwaliście!- krzyknęła Yvone.
Jakiś chłopczyk z fretką popatrzył na dziewczyny i postukał się palcem w głowę.
-Proszę, cicho...- szepnęła Rose ciągnąc ją w stronę pociągu.
-Poszło o tą blond jędze, ta co się do niego przysała?- dopytywała się Yvone.
-Na litość boską, ona ma trzynaście lat i jest jego siostrą- warknęła Weasley mając nadzieje że uniknie pytań.
Yvone wybrała pusty przedział usiadła na przeciwko Rose patrząc na nią jak na przesłuchaniu.
-O tą wytaułowaną?- dopytywała się dalej.
-Nie. Proszę cicho bądź.
-To mi p o w i e d z- zażądała Yvone marszcząc nos.
-O Meridę, poszło o Meridę. Jasne?!- fuknęła Rose obracając nos w stronę okna.
Yvone wyglądała jakby ją zamurowało, patrzyła się w profil przyjaciółki próbując rozszyfrować czy nie kłamie.
-Jaja sobie robisz?- zapytała patrząc na skamieniałą twarz Rose.- O Merlinie! Ty poważnie. Merida nie pozwala nawet się w rękę całować.
-Miałam dość. Dlaczego on zawsze stawia ją na pierwszym miejscu- warknęła wstając i chodząc wzdłuż przedziału.
-Co ty wygadujesz? Przecież z tobą spędza najwięcej czasu!- Yvone znowu podniosła głos.
Jammie zawsze najpierw myślał o Rose. Uczył się, z nią; chodził na treningi, z nią; do Hogsmeage, z nią. I ona jeszcze narzekała.
-Rose ty go nie kochałaś?- zapytała Yvone zniżając ton do szeptu.
Rose usiadła na ławeczkę patrząc przez chwilę w okno.
-Rose jesteś pewna że to był ten książe na białym koniu?- zapytała jeszcze raz.
-Tak. Ale to nieprawda- wstała szybko otwierając klatkę Łapki, kot wyskoczył do przedziału.-Kiedy jest się z kimś ma się nadzieję że będzie się z nim na zawsze. Może byłam już dojrzała żeby czuć coś takiego, to wcale nie musiała być ta bajkowa miłość, nie?
-Jesteś beznadziejną romantyczką, przekładasz wszystko na tą swoją durną logikę.
-Hej- Roszpunka usłyszała głos za sobą.
Odwróciła się, Rose uśmiechała się do niej.
-Hej- odpowiedziała- Co tam?
-Właściwie co się dzieje z twoimi włosami? - zapytała Rose.
-Kiedyś były... hmmm... moim przekleństwem.
-Chodzi ci o to kiedy nie byłaś duszkiem?- dopytywała się.
-Dlaczego teraz się zaczęłaś tak tym interesować?- zdziwiła się Roszpunka i zaczęła iść na przód.
Rose szła u jej boku.
-Jestem ostatnio... no... bal, wszyscy zajęci- powiedziała Rose.
-A ty?
-Nikt mnie nie zaprosił, akurat musiało tak wyjść że pięć dni przed balem zdałam sobie sprawę że nie pójdę z tym kim miałam iść- tłumaczyła a z każdym słowem jej głos był coraz bardziej zakłopotany.
-Tak wiem. To o co pytałaś? Tak. Przy urodzinach zostałam obdażona moimi włosami, sama nie wiem skąd. W dniu moich osiemnastych urodzin obcięto je- powiedziała, usiadły na jednych z ławek.
-Po co?
-To skomplikowane, zacznę od początku. Umiem nimi uleczyć wszelkie rany, dostarczają młodości. Moja przybrana matka wykorzystywała je do utrzymania dla siebie młodości, zamknęła mnie w wieży. W wieku osiemnastu lat poznałam go...
-Kogo?- zapytała natychmiast Rose.
-No cóż, był przystojny, odważny...
-Miłość od pierwszego wejrzenia?
-Skąd, chociaż po jednej dobie mógł dla mnie poświęcić życie. Moja matka przebiła go sztyletem, obiecałam jej że jak pozwoli mi go uratować zostanę z nią na zawsze...
-I co?
-Daj skończyć. Miałam mu już pomóc, ostatkiem sił przeciął moje włosy. Ja odzyskałam wolność a on prawie zginął. Pamiętam złoto wychodzące z jego rany, uzdrowiłam go, do tej pory nie wiem jak. Pobraliśmy się, koniec bajki.
-Mógł umrzeć dla ciebie?
-A co w tym dziwnego. Jammie zrobiłby to samo dla ciebie, mnie, przyjaciół, rodziny.
-Proszę cię... to już zamknięty temat- westchnęła Rose.
-Rose ty zawsze musisz mieć fakty, można wierzyć w miłość. Ten kto ufa wierze a nie faktom jest szczęśliwszy. Nie wiem o co poszło z Jammie'm, nie znam się na nieudanych związkach.- odparła.- Wiesz nie będę was przekonywać do powrotu, może kiedyś znajdziesz tą prawdziwą miłość.
-Może...- mruknęła Rose.
-Jammie ma dzisiaj urodziny, idę się załapać na torta- powiedziała Roszpunka wstając i uśmiechając.
-Same zrobiliśmy- powiedziała zadowolona Vicky.- W środku są ciasteczka, daliśmy też trochę kostek czekolady i cukierki karmelowe. A wszystko pokryte bitą śmietaną. No i Jack nam trochę pomagał.
Jammie spojrzał z uśmiechem na coś co przypominało wielką stertę bitej śmietany posypanej cukierkami i z wbitymi siedemnastoma świeczkami.
Wokół zebrał się spory tłum, naprzeciwko niego stała Rose ale oboje udawali że siebie nie widzą.
-Pomyśl życzenie, ty słodziaku ty, ty- powiedziała Merida szczypiąc go w policzki.
Merida zachowywała się tylko tak względem Jammie'go, nie wiedział o co chodziło Rose.
Cicho- skarcił się w myślach- przestań o niej myśleć.
Pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki, zamiast dymu uniósł się z nich święcący pył.
Zaczęli być brawo i śpiewać sto lat.
-Krój torta! Głodny jestem!- krzyknął Czkawka, większa część osób mu zawtórowała.
Jammie wziął nóż i wbił go w tort.
BOOM!
Tort eksplodował rozpryskując dookoła bitą śmietanę. Wszyscy krzyknęli, Vicky i Selena, przybiły sobie piątkę z Jack'iem całe opaćkane bitą śmietaną.
Jammie przez pierwsze sekundy był za bardzo zszokowany żeby coś powiedział, pierwsza zaczęła się śmiać Roszpunka wycierając powieki.
Słychać było kilka głosów oburzenia z strony dziewczyn ale zagłuszył je śmiech.
-Bardzo śmieszne Benneth- odezwała się Rose.
Jammie przestał się śmiać i spojrzał na nią, chyba jej się nie poszczęściło bo była najbardziej opaskudzona ze wszystkich.
-Głupi, dziecinny dowcip!- warknęła akurat wtedy gdy było w miarę cicho.
Wszyscy odwrócili się w stronę Rose. Vicky i Selena popatrzyła na nią z złością gdy skrytykowała ich numer.
-Mówisz wszystko robić żeby być w centrum uwagi?- zapytała z wyrzutem.
-Uhuhu, zakochana para się pogniewała- zawołała Selena z dziecinny naigrywaniem się.
-Już nie!- odpowiedzieli równocześnie Jammie i Rose.
Po pokoju przeszły szepty.
-Zerwaliście?- zapytał zdziwiony Jack.
-Ty i tak sobie nie przypomnisz- wytłumaczył Albus.
Jack pokiwał jakby sobie natychniast przypomniał.
-Rose... - szepnęła do niej Roszpunka.
Obydwie wyszły z pokoju, Roszpunka warknęła coś do jakiegoś chłopaka, który przydeptał jej włosy.
-To było zabawne- zachichotała Roszpunka wycierając rękawem twarz.
Rose poszła w jej ślady.
-Dlaczego stoisz po mojej stronie? Nawet na ty nie byłyśmy.-zaczęła Rose.
-Po pierwsze nie stoję po niczyjej stronie. A po drugie nie tylko ty zostałaś ,,postrzelona", te twoje cyrki nie były potrzebne- zauważyła Roszpunka.
-Jammie przytkaj się- warknęła Merida przejeżdzając mu krędką do twarzy po policzku. -Trzeba się upewnić że to wyjdzie.
Jammie skrzywił się, Merida pół godziny już robiła mu makijaż. Narazie widział tylko swoje ręce pokryte niebieskawą farbą.
-I jak?- zapytała Merida pokazując go w lusterku.
Włosy wyglądały jakby szczelił w nie piorun, całą twarz i szyję miał pokrytą niebieskawą farbą, na brwiach, ustach, nosie narysowane szwy, wyglądał jak prawdziwy Frankie Stein.
-Super!- powiedział Jammie, Merida uśmiechnęła się.
-A ja za co się przebiorę? -zapytał Jack.
-Nie odzywaj się do mnie- warknęła Merida łamiąc na pół kredkę do twarzy.-Jammie idę już, zmyj to, bo nie polecam ci w tym spać.
Trzasnęła tak drzwiami że cała sypialnia się zatrzęsła.
-Jestem taki zarąbisty- zaśpiewał pod nosem Jammie, poszedł do łazienki i wsadził całą głowę pod przysznic.
-Dlaczego? Bo udało ci się zaprosić Meridęa na bal? Czy dlatego że udało ci zerwać z Weasley?- zapytał Jack rzucając lotką w tablice, ta jednak zmieniła kurs i wbiła się w ścianę.
-Czyżbyś nie miał z kim iść?- zapytał z udawaną litością Jammie.
-I przez cały bal: zatańcz jeszcze, wogóle nie chcesz ze mną tańczyć, po co tu przyszedłeś jak nie chcesz tańczyć- mówił Jack udając słodki, dziewczęcy głosik.-Nie wiem czy wogóle pójde, nie mam kostiumu.
-Co dostałeś od Northa?- zapytał Jammie.
-Yyyy... nic- odparł Jack nie rozumiejąc pytania.
-No to poproś o spóźniony prezent na gwiazdkę, czyli kostium.
-Jest sprawa. Znasz zasadę, nie? Rózgi i prezenty, dobry uczynek; zły uczynek.
-Czekaj, czekaj, trzeba wymyślić jakiś dobry uczynek.- Jammie zaczął chodzić po pokoju.-Mam! Mój szanowny kolego czy zechciałbyś z czystej koleżeńskiej uprzejmości podać mi moją koszulkę, która prez przypadek znalazła się obok ciebie?- mówiąc to rzucił na łóżko Jack'a pierwszy lepszy t-shirt.
-Jammie to nie zadziała...- zaczął Jack.
-No daj tą koszulkę, no!- warknął Jammie.
Jack rzucił w niego koszulką, Jammie wyglądał jakby zaraz nad głową Jack'a miałaby się znaleść aurerola.
-No teraz pisz list- rozkazał Jammie.
-Chłopie ja nigdy nie pisałem listu!
-To się nauczysz. Bierz kartkę.
North załamany patrzył na list Jack'a. Yeti skanowały go przez maszynę rozczytującą, która odczytywała niechlujne pismo dzieci.
Drogi św. North'cie!
Dziękuje za zeszłoroczny prezent KTÓREGO NIE DOSTAŁEM! Więc proszę cię o kostium na bal karnawałowy, no bo zostało mi trzy dni i nie mam kostiumu. tak więc przywieź mi jak najszybciej kostium, albo sam po niego wpadnę.
-Pit!- zawołał North, jeden z Yeti podszedł natychmiast do niego salutując.- Za pięć minut chcę widzieć projekt stroju karnawałowego, inspiruj się na szympansie, ewentualnie kapucynce!
-Pomyśl życzenie, ty słodziaku ty, ty- powiedziała Merida szczypiąc go w policzki.
Merida zachowywała się tylko tak względem Jammie'go, nie wiedział o co chodziło Rose.
Cicho- skarcił się w myślach- przestań o niej myśleć.
Pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki, zamiast dymu uniósł się z nich święcący pył.
Zaczęli być brawo i śpiewać sto lat.
-Krój torta! Głodny jestem!- krzyknął Czkawka, większa część osób mu zawtórowała.
Jammie wziął nóż i wbił go w tort.
BOOM!
Tort eksplodował rozpryskując dookoła bitą śmietanę. Wszyscy krzyknęli, Vicky i Selena, przybiły sobie piątkę z Jack'iem całe opaćkane bitą śmietaną.
Jammie przez pierwsze sekundy był za bardzo zszokowany żeby coś powiedział, pierwsza zaczęła się śmiać Roszpunka wycierając powieki.
Słychać było kilka głosów oburzenia z strony dziewczyn ale zagłuszył je śmiech.
-Bardzo śmieszne Benneth- odezwała się Rose.
Jammie przestał się śmiać i spojrzał na nią, chyba jej się nie poszczęściło bo była najbardziej opaskudzona ze wszystkich.
-Głupi, dziecinny dowcip!- warknęła akurat wtedy gdy było w miarę cicho.
Wszyscy odwrócili się w stronę Rose. Vicky i Selena popatrzyła na nią z złością gdy skrytykowała ich numer.
-Mówisz wszystko robić żeby być w centrum uwagi?- zapytała z wyrzutem.
-Uhuhu, zakochana para się pogniewała- zawołała Selena z dziecinny naigrywaniem się.
-Już nie!- odpowiedzieli równocześnie Jammie i Rose.
Po pokoju przeszły szepty.
-Zerwaliście?- zapytał zdziwiony Jack.
-Ty i tak sobie nie przypomnisz- wytłumaczył Albus.
Jack pokiwał jakby sobie natychniast przypomniał.
-Rose... - szepnęła do niej Roszpunka.
Obydwie wyszły z pokoju, Roszpunka warknęła coś do jakiegoś chłopaka, który przydeptał jej włosy.
-To było zabawne- zachichotała Roszpunka wycierając rękawem twarz.
Rose poszła w jej ślady.
-Dlaczego stoisz po mojej stronie? Nawet na ty nie byłyśmy.-zaczęła Rose.
-Po pierwsze nie stoję po niczyjej stronie. A po drugie nie tylko ty zostałaś ,,postrzelona", te twoje cyrki nie były potrzebne- zauważyła Roszpunka.
-Jammie przytkaj się- warknęła Merida przejeżdzając mu krędką do twarzy po policzku. -Trzeba się upewnić że to wyjdzie.
Jammie skrzywił się, Merida pół godziny już robiła mu makijaż. Narazie widział tylko swoje ręce pokryte niebieskawą farbą.
-I jak?- zapytała Merida pokazując go w lusterku.
Włosy wyglądały jakby szczelił w nie piorun, całą twarz i szyję miał pokrytą niebieskawą farbą, na brwiach, ustach, nosie narysowane szwy, wyglądał jak prawdziwy Frankie Stein.
-Super!- powiedział Jammie, Merida uśmiechnęła się.
-A ja za co się przebiorę? -zapytał Jack.
-Nie odzywaj się do mnie- warknęła Merida łamiąc na pół kredkę do twarzy.-Jammie idę już, zmyj to, bo nie polecam ci w tym spać.
Trzasnęła tak drzwiami że cała sypialnia się zatrzęsła.
-Jestem taki zarąbisty- zaśpiewał pod nosem Jammie, poszedł do łazienki i wsadził całą głowę pod przysznic.
-Dlaczego? Bo udało ci się zaprosić Meridęa na bal? Czy dlatego że udało ci zerwać z Weasley?- zapytał Jack rzucając lotką w tablice, ta jednak zmieniła kurs i wbiła się w ścianę.
-Czyżbyś nie miał z kim iść?- zapytał z udawaną litością Jammie.
-I przez cały bal: zatańcz jeszcze, wogóle nie chcesz ze mną tańczyć, po co tu przyszedłeś jak nie chcesz tańczyć- mówił Jack udając słodki, dziewczęcy głosik.-Nie wiem czy wogóle pójde, nie mam kostiumu.
-Co dostałeś od Northa?- zapytał Jammie.
-Yyyy... nic- odparł Jack nie rozumiejąc pytania.
-No to poproś o spóźniony prezent na gwiazdkę, czyli kostium.
-Jest sprawa. Znasz zasadę, nie? Rózgi i prezenty, dobry uczynek; zły uczynek.
-Czekaj, czekaj, trzeba wymyślić jakiś dobry uczynek.- Jammie zaczął chodzić po pokoju.-Mam! Mój szanowny kolego czy zechciałbyś z czystej koleżeńskiej uprzejmości podać mi moją koszulkę, która prez przypadek znalazła się obok ciebie?- mówiąc to rzucił na łóżko Jack'a pierwszy lepszy t-shirt.
-Jammie to nie zadziała...- zaczął Jack.
-No daj tą koszulkę, no!- warknął Jammie.
Jack rzucił w niego koszulką, Jammie wyglądał jakby zaraz nad głową Jack'a miałaby się znaleść aurerola.
-No teraz pisz list- rozkazał Jammie.
-Chłopie ja nigdy nie pisałem listu!
-To się nauczysz. Bierz kartkę.
North załamany patrzył na list Jack'a. Yeti skanowały go przez maszynę rozczytującą, która odczytywała niechlujne pismo dzieci.
Drogi św. North'cie!
Dziękuje za zeszłoroczny prezent KTÓREGO NIE DOSTAŁEM! Więc proszę cię o kostium na bal karnawałowy, no bo zostało mi trzy dni i nie mam kostiumu. tak więc przywieź mi jak najszybciej kostium, albo sam po niego wpadnę.
-Pit!- zawołał North, jeden z Yeti podszedł natychmiast do niego salutując.- Za pięć minut chcę widzieć projekt stroju karnawałowego, inspiruj się na szympansie, ewentualnie kapucynce!
Co?!Szympansie!!!a to dobre hhehehehehe!
OdpowiedzUsuńSzympansie? Nieźle :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i wesołych świąt!
Jack jako kapucynka *,*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze nie skomentowałam wcześniej ale mój kochany komputer uznał, że za długo siedzę na internecie i się wyłączył.
Rozdział świetny, jak zawsze. Jamie z Meridą? Rosie będzie zazdrosna... A z kim idą Albus i Czkawka? (błagam, nie rób z nich gejów xd!)
To Jack umie pisać *facepalm* byłam przekonana, ze jest analfabetą i Czkawka mu nagrywa audiobooki... Ciekawych rzeczy się człowiek dowiaduje :)
Eksplodujący tort... Czyli Jack (przypominam ten jego tekst o scrablach i misce z czipsami "jestem kucharzem!") rzeczywiście umie gotować xd Już ustawiam się w kolejce po tort od niego, Jack, jesli mnie szlyzszysz to chce niebieski tort jagodowy!
Jezu, klawiatura mi sie zjebala wiec przepraszam za bledy +,+
Wesołych Świąt i duuuzo weny i prezetow pod choinke
Co cie z tymi gejami naszło? xd dziekuje za zyczenia :p
Usuńnie wiem xd Moja walnięta koleżanka (tak Madzia, to o tobie) zmusiła mnie do przeczytania Percico (nie żeby było złe xd) i tak jakoś wyszło xd Ale nie będą gejami prawda o.O ? Jeśli tak to szykuj się na furię Hadesiątka połączoną z patelnią Punz
OdpowiedzUsuńNmzc, należą się:)
Szympans? Kapucynka?! Padłam ze śmiechu xD genialna końcówka! *Szalony śmiesz* giahahahahahahahahahahahahahahahah (jakiś czas później) hahahahahahahahahahahahahahahah
OdpowiedzUsuń