poniedziałek, 4 sierpnia 2014

2. Do Gryffindoru! Do przyjaciela!

Kolejny rozdział. Uff, jednak się wyrobiłam, zapraszam do zakładki z postacie: http://wielka4-hogwart.blogspot.com/p/postacie.html

-Chciałeś żebym przestał wierzyć?- zapytał Jammie.
-Obiecałeś mi coś, dotrzymujesz obietnicy?- zapytał Jack z uśmiechem.
-Tak, zawsze będę wierzyć- powiedział Jammie, najbliższe osoby wokół nich wyraźnie podsłuchiwały, reszta szeptała coś między sobą.
-Panie Frost!- zawołał Nevile, wszyscy stali przy stole nauczycielskim.
   Jack podbiegł tam a gdy znalazł się przy stołku z wyświechtaną tiarą, pomachał Jammie'u, którego teraz najbliższe osoby o coś wypytywały a on tylko kręcił głową.
-Halibut Straszliwa Czkawka Trzecia- wyczytał z małej karteczki Longbottom.
   Merida i Jack parsknęli śmiechem, Roszpunka zachichotała ukrywając twarz w dłoniach. Czkawka zrobił minę mówiącą ,,bardzo śmieszne''.
   Nevile wziął tiarę i kazał mu usiąść na stołku, po czym nałożył mu ją na głowę.
-Revenclawd!- wykrzyknęła po minucie tiara.
   Potem nadszedł czas na Roszpunkę:
-Hufflepawd.
   Natomiast Meridę przydzielono do Gryffindoru, Jack nie miał zielonego pojęcia o co w tym chodzi. W końcu on musiał usiąść na stołek, tiara prawie przysłoniła mu oczy.
-Hmmm... masz dużo cech...- odezwał się głosik w jego.- Trochę odwagi, dobra... mądry to ty wybitnie nie jesteś... O! I ta twoja bezczelność.
-Chcę iść tam!- powiedział  Jack wskazując na stół gdzie noszono zielono-srebne krawaty, jedyny stół gdzie nie było Meridy, Roszpunki ani Czkawki.
-Slytherin? Nie masz w sobie ani kropli czystej krwi- znów odezwał się głosik.
-Yyyy... co?- Jack nie zrozumiał ani słowa, dużo osób przyglądało się mu i szeptało coś między sobą.
-Po prostu nie pasujesz tam, ale ci nie bronię wstąpić do domu Salazara, więc jak?- głos w jego głowie coraz bardziej grał mi na nerwach.
   Jack rozejrzał się aż w końcu natrafił na Jammie'go, uśmiechał się lekko, chociaż a jego twarzy dominował smutek. Jack popatrzył na resztę stołu, dzieciaki miały czerwono-złote krawaty.
-Czapeczko ja jednak chce iść do Gryffindoru, do przyjaciela!- zawołał Jack, szybkim ruchem wstałem z stołka kładąc z powrotem tiarę, dopiero wtedy wykrzyknęła:
-Gryffindor!- krzyknęła ale on już wpychał się na miejsce obok Jammie'go.
   Stół gryfonów zaczął wiwatować, Jammie się rozpromienił, dopiero po chwili zobaczyłem że naprzeciwko mnie siedzi Merida, bawiąc się jedną z szczał.
-Jesteś z jakiejś innej szkoły?- zapytał siedemnastoletni chłopiec z czarnymi włosami.
   Jack powoli się przyzwyczajał że w wielu przypadkach nie wiedział o czym niektórzy mówią, wydułkał coś pomiędzy ,,yychm'' a ,,yymm''.
-A z włosami co zrobiłeś?- zapytała rudowłosa dziewczynka.
   Jack i Merida mieli w głowie lekki mętlik, tyle dzieci obserwujących ich, rozmawiających. Chociaż doszło do nich później że to magia Hogwartu to sprawiła a nie ich wiara.
-Ile masz lat?- zapytano Meridy.
-W tym roku kończę 451- powiedziała bez zastanowienia napychając sobie do buzi porcję tortu, jako nieśmiertelna istota nie musiała jeść ale mogła.
-451? -zdziwił się Jammie.- Jesteś starsza od Jack'a.
   Zobaczyli,te dzieciaki które ich usłyszeli patrzą na nich z zdziwieniem.
-To tylko taki żart- powiedziała nerwowo Merida.
   Profesor McGonnagal zabroniła im wyjawiać prawdę o sobie, sądziła że tak będzie bezpieczniej, z biegiem czasu byłoby to dla uczniów dziwne dlaczego Jack, Merida, Roszpunka i Czkawka wyglądają wciąż na siedemnaście lat, albo na ciągnące się na pięćdziesiąt metrów włosy Roszpunki.
-Jammie. Skąd właściwie znasz Jack'a? Poznaliście się w pociągu?- zapytała go Merida.
-Znaczy, ja po prostu w niego uwierzyłem- powiedział Jammie po czym przełknął kawałek szarlotki.
   Merida upuściła widelec, tak że spadł pod stół, patrzyła zdumiona na Jack'a to na Jammie'go.
-Przecież od trzystu lat nikt w ciebie nie wierzył- zdumiała się rudowłosa, po czym obejrzała się sprawdzając czy nikt nie słyszy.
-Zmieniło się, kiedy zostałem strażnikiem...- mówił Jack, sprawdzając po raz setny czy jego kij leży po krzesłem.
-Strażnikiem?!- zawołała Merida, kilka dzieci popatrzyło się w jej stronę ale równie szybko ją zignorowały.- Żartujesz sobie?
-Ani trochę- Jack obdarzył ją filuternym uśmieszkiem.
-Nie wierze- powiedziała, przytrzymując wzrok na oczach Jack'a, nikt nie był w stanie wytrzymać z nią spojrzenia.
   Jack jednak gapił się z bezczelnym uśmieszkiem, chciał jej wypomnieć że w nią nikt nie wierzy, powstrzymał się. Pamiętał kiedy Zając mu to wypomniał.
   Jej oczy koloru nieba wpatrywały się w Jack'a, miała w nich mściwość, zdenerwowanie i co najważniejsze odwagę. Jack nie wytrzymał i spuścił wzrok. Już wiedział że jej honor i odwaga nie może się z nikim równać, to nie były legendy co do córki dzikiej krainy- Meridy.
   Profesor McGonnagal wygłosiła przemowę i kazała się rozejść do domów.


Rozdział nie za długi ale za to szybciej niż planowałam.
Dostałam propozycję żeby zrobić z Meridy, Roszpunki i Czkawki Strażników Pór roku. Od razu odrzucam ten pomysł. Myślę żeby zrobić z nich Strażników (ale nie pór roku), chociaż jeszcze dokładniej nie wiem, myślę że to nie będzie konieczne. Nowy rozdział planuje dodać od 7 do 10 sierpnia. Kolejny rozdział będzie się toczył 5 lat później a potem już nie planuje przyśpieszać akcji opowiadania.


1 komentarz:

  1. A mi tam się podoba!
    Gahahahahaha *śmiech na pod)odze* Jack przegrał z kochanienką Meridą :D

    OdpowiedzUsuń