Chłopczyk o brązowych włosach, lekko piegowatej twarzy i oczach w kolorze karmelu siedział w jednym z przedziałów, machał przez otwarte okno do swoich rodziców i siostry puki nie zniknęli mu z pola widzenia. W końcu wepchnął kufer pod siedzenie i zaczął oglądać widoki, nie minęło parę jak drzwi przedziału otworzyły się, stała w nich dziewczynka z rudymi warkoczami i chłopak o czarnych, potarganych włosach.
-Można się dosiąść?- zapytał chłopak.
-Wchodźcie, jestem Jammie Benneth- powiedział wyraźnie uradowany.
-Rose Weasley- przedstawiła się, i uścisnęła mu dłoń.
-Albus Potter. Ty też pierwszy rok?- zapytał i usiadł na przeciwko niego z Rose.
Dowiedział się że Albus i Rose są kuzynami, że ojciec dziewczyny jest współwłaścicielem znanego sklepu ,,Magiczne dowcipy Weasley'ów'', matka Ala natomiast byłą zawodniczką w reprezentacji Anglii w Quiditchu a ojciec aurorem. Oboje też mieli liczną rodzinę, sam Jammie miał tylko dwie kuzynki i to o wiele starsze, a oni z piętnaście.
Po jakiś dwóch godzinach do przedziału zawitała młoda blondynka z wózkiem słodyczy, rodzice powierzyli Jammie'mu trochę galeonów, więc kupił paczkę fasolek wszystkich smaków i czekoladowych żab, które poleciła mu Rose.
Jack wylądował na dziedzińcu zamku, rozejrzał się i ujrzał faceta, miał czarne bojówki, glany i kurtkę, spod której było widać białą koszulę z czerwonym krawatem, miał ciemne włosy a w lewej brwi kolczyka. Spojrzał na niego i powiedział:
-No jesteś w końcu, czekaliśmy- powiedział.- Nazywam się Nevile Longbottom.
-I to jest ten cały Hogwart?- Jack rozejrzał się.- Nie przypomina szkoły.
-My tu gadu,gadu Frost a czas ucieka- podszedł do wielkich drzwi.
Otworzył je na oścież, od razu dobiegły z nich krzyki. W ogromnym przejściu stała dziewczyna w długiej, do ziemi. zielonej sukni i z burzą rudych loków na głowie. Kłóciła się z chłopakiem w brązowych włosach, miał na sobie czarny, skórzany napierśnik, a zamiast jednej nogi miał żelazną protezę. Przyglądała im się dziewczyna, chichocząc co chwile, miała nienaturalnie długie blond włosy, które teraz było pełno na podłodze, sama na sobie miała liliową sukienkę.
Za nimi jakiś facet, większy niż North lub jego Yeti, bawił się smokiem, był piękny cały był w czarnych łuskach, przypominających kolorem nocne niebo, miał zielone oczy z czarnymi źrenicami, w których tańczyły radosne ogniki. Można też dodać że prawie miał na sobie pełno metalu, jakiś mechanizm na przednich łapach, na szyi, na plecach, na ogonie... Faceta natomiast można porównać do dzikiego olbrzyma, miał z trzy metry wzrostu, czarne włosy i broda były rozczochrane, głaskał potężnymi łapami smoka.
Nie minęło dużo czasu a Jack zorientował się kim są, rudowłosa dziewczyna to Merida patronka odwagi, spotkał ją podczas drugiej wojny światowej, stróżowała nad bitwą na śmierć i życie, on akurat wywoływał tam śnieg. Pomachali tylko sobie i już więcej się nie spotkali, aż do dzisiaj. Drugą dziewczynę, mianowicie Roszpunkę, patronkę słońca, widział dosyć często, musiała często po nim ,,sprzatać''. Kiedy to ,,niechcący'' Jack wywołał śnieżyce w maju ona od razu kłóciła się z nim i kazała wracać na biegun. Chłopaka natomiast nie spotkał jeszcze nigdy ale domyślił się kto to jest. Patron inteligencji i kreatywności, który przemierzał świat na swoim smoku, a na imię miał Czkawka. Jack parsknął śmiechem gdy sobie o tym przypomniał, przez to zwrócił na siebie uwagę.
-Jack Frost?!- zdziwiła się Roszpunka, jak najbardziej niemiłym tonem.- A ty tu po co?
-Mógłbym zapytać o to samo.
Smok też zainteresował się sytuacją podszedł do Czkawki wtulając się pyskiem w jego ramię.
-Czekaj, czekaj- powiedział Jack.- Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział.
-Było o tym wspomniane w umowie- mruknął Longbottom.
-Miała z pięćdziesiąt stron, czytałam tylko wstępnie!- oburzyła się Merida.
-To już nie mój problem- Nevile wzruszył ramionami.- Mamy mało czasu, idziecie?
-Tak- warknęła cała czwórka piorunując się spojrzeniem.
Nevile popchał drzwi, wszyscy na chwile zamarli, setki par oczu wpatrywało się w nich. Stali w drzwiach do sali z czterema stołami, a przy każdym siedziało co najmniej dwustu dzieciaków lub nastolatków. Nevile prowadził ich wolno do piątego stołu, przy którym siedzieli dorośli. Jack szedł na końcu obserwując wszystkich zgromadzonych.
-Jack Frost- usłyszał czyjś głos, znajomy głos.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył chłopczyka z brązowymi włosami.
-Jack! To ty! W końcu cię widzę!- zawołał wesoło.
-Jammie!- krzyknął Jack, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
I o to kończę rozdział, postaram się napisać kolejny za tydzień. Dziękuje za komentarze, spróbuję się odwdzięczyć :P
Mam pytanie. Czy Nevile i jego nowy styl wam się podoba czy wolicie żeby się tak nie zmieniał?
tak super rozdział tylo w dialogach mogłabyś pisać kto mówi bo można się pogubić ale po zatym jest super
OdpowiedzUsuńWciągające ale mam taki jakiś niedosyt, chciałabym jeszcze więcej i więcej. Blog niesamowity, fajny pomysł. Wielka czwórka kojarzy się z Roszpunką, Jackiem XD, Meridą i Czkawką. A ty jest jeszcze Jemmy. Zarąbiście. No i zrobiłaś z nich strażników, Cudownie, naprawdę. Pozdrawiam. Życzę weny :P
OdpowiedzUsuńTak naprawdę Merida, Czkawka i Roszpunka nie są strażnikami, są tacy jak Jack zanim stał się strażnikiem. Cały czas zastanawiam się czy zrobić z nich strażników
Usuńmoże zrób ich strażnikami pór roku?Ale jeżeli już to owiele później np uda im się osiągnąć magie której nikomu się nie udało zdobyć,ale żeby byli nie śmiertelni bo to głupie że jack będzie żył a oni kiedyś tam umrą miał by wreszcie przyjaciół na całą wieczność.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i dużo weny życzę.
Nareszcie porządny blog o czwórce w hogwarcie !!!!
OdpowiedzUsuńNo pożądnie napisane no! Szczeeerbuuuuś~! Ciekawe jak zareagowali magowie na smoka xD
OdpowiedzUsuńpóki * ;)
OdpowiedzUsuń