Z dedykacją dla stronki, która udostępnia moje rozdziały z opowiadania
https://www.facebook.com/zbajekdisneyasieniewyrasta?ref=bookmarks
Profesor Longbottom przypiął w pokoju wspólnym listę, na którą miały się wpisać osoby zostające w hogwarcie na święta.
Jammie żadko zostawał w hogwarcie w święta, i tym razem postanowił wrócić do domu. Schował krótki list do Lizzy do koperty, zdążył już napisać do każdego z przyjaciół, prawie takie same krótkie listy informujące i tym że wraca na święta i chce się z nimi spotkać.
Wziął wszystkie koperty i schował je do torby, odnotowując w pamięci żeby nie zapomnieć ich wysłać po spotkaniu. Nażucił na mundurek kurtkę i zaczął się kierować w stronę wyjścia z zamku.
Śnieg nie sypał już tak mocno jak rano, ale na ziemi uzbierała się spora warstwa puchu. Zobaczył przy lesie Jack'a i Roszpunka, szedł powoli w ich stronę.
Wszędzie panowała cisza oprócz cichego chichotu. Jammie od razu obrócił się i zobaczył tylko małego bałwana, wybudowanego pewnie przez pierwszoklasistów. Wzruszył ramionami i szedł dalej.
Przeszedł kilka kroków i znów usłyszał chichoty, obrócił się i znów zobaczył bałwana, tyle że stał prawie przy jego nodze.
Popatrzył na niego, no cóż, zwykły bałwan z marchwią zamiast nosa i czarnymi oczkami. Rozglądnął się czy to ktoś przypatkiem nie robi mu kawału.
-Bardzo śmieszne- powiedział na głos, i sięgnął ręką po nos bałwana.
-Zostaw!- krzyknął bałwan.
Jammie cofnął się gwałtownie.
-Czy ty jesteś?- zapytał za każdym słowem robił krok w tył.
-Ja jestem Olaf! Proszę oddaj!-krzyknął bałwanek.
Jammie rzucił w niego marchewkę, która wbiła mu się w środek czoła.
-O! Patrz, jak pasuje- powiedział sięgając po marchew i umieszczając ją tam gdzie powinnien być nos.
Jammie tylko patrzył na niego nie wiedząc co robić. Olaf rozglądnął się po czym zaczął uciekać z krzykiem w stronę zamku.
Jammie żadko zostawał w hogwarcie w święta, i tym razem postanowił wrócić do domu. Schował krótki list do Lizzy do koperty, zdążył już napisać do każdego z przyjaciół, prawie takie same krótkie listy informujące i tym że wraca na święta i chce się z nimi spotkać.
Wziął wszystkie koperty i schował je do torby, odnotowując w pamięci żeby nie zapomnieć ich wysłać po spotkaniu. Nażucił na mundurek kurtkę i zaczął się kierować w stronę wyjścia z zamku.
Śnieg nie sypał już tak mocno jak rano, ale na ziemi uzbierała się spora warstwa puchu. Zobaczył przy lesie Jack'a i Roszpunka, szedł powoli w ich stronę.
Wszędzie panowała cisza oprócz cichego chichotu. Jammie od razu obrócił się i zobaczył tylko małego bałwana, wybudowanego pewnie przez pierwszoklasistów. Wzruszył ramionami i szedł dalej.
Przeszedł kilka kroków i znów usłyszał chichoty, obrócił się i znów zobaczył bałwana, tyle że stał prawie przy jego nodze.
Popatrzył na niego, no cóż, zwykły bałwan z marchwią zamiast nosa i czarnymi oczkami. Rozglądnął się czy to ktoś przypatkiem nie robi mu kawału.
-Bardzo śmieszne- powiedział na głos, i sięgnął ręką po nos bałwana.
-Zostaw!- krzyknął bałwan.
Jammie cofnął się gwałtownie.
-Czy ty jesteś?- zapytał za każdym słowem robił krok w tył.
-Ja jestem Olaf! Proszę oddaj!-krzyknął bałwanek.
Jammie rzucił w niego marchewkę, która wbiła mu się w środek czoła.
-O! Patrz, jak pasuje- powiedział sięgając po marchew i umieszczając ją tam gdzie powinnien być nos.
Jammie tylko patrzył na niego nie wiedząc co robić. Olaf rozglądnął się po czym zaczął uciekać z krzykiem w stronę zamku.
-Elsa!- krzyknął Olaf wpadając do gabinetu profesorki, która właśnie oceniała wypracowania uczniów.
Olaf zamknął drzwi i oparł się o nie ciężko dysząc.
-Co ty tu robisz?- zapytała natychmiast Elsa.- Miałam po ciebie przyjść za pół godziny. Nie mów że biegłeś sam przez zamek.
-Spokojnie, zobaczyło mnie tylko kilka osób- mówił Olaf.
-Kilka osób?!- powtórzyła Elsa jakby nie dowierzała.- Olaf, miałeś bawić się w lesie.
-Ale tam przyszli jacyś uczniowie, to wyszłem z lasu i wtedy zauważył mnie chłopak i... i... Zabrał mi nos! Ale później oddał i uciekłem do zamku i zobaczyło mnie kilka osób i...
-Olaf, stop!- przerwała mu Elsa, patrzyła na niego nie wiedząc co ma powiedzieć.- Masz szlaban.
-Szlaban? Na wychodzenie na dwór?- zdziwił się.
-Bedziesz teraz tylko wychodził pod moim nadzorem.- wytłumaczyła Elsa.
-Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, tylko uważaj na siebie- powiedziała Elsa.- Dobrze?
-Tak- powiedział Olaf i uśmiechnął się do niej.
Elsa pokręciła głową śmiejąc się bezgłośnie.
Olaf zamknął drzwi i oparł się o nie ciężko dysząc.
-Co ty tu robisz?- zapytała natychmiast Elsa.- Miałam po ciebie przyjść za pół godziny. Nie mów że biegłeś sam przez zamek.
-Spokojnie, zobaczyło mnie tylko kilka osób- mówił Olaf.
-Kilka osób?!- powtórzyła Elsa jakby nie dowierzała.- Olaf, miałeś bawić się w lesie.
-Ale tam przyszli jacyś uczniowie, to wyszłem z lasu i wtedy zauważył mnie chłopak i... i... Zabrał mi nos! Ale później oddał i uciekłem do zamku i zobaczyło mnie kilka osób i...
-Olaf, stop!- przerwała mu Elsa, patrzyła na niego nie wiedząc co ma powiedzieć.- Masz szlaban.
-Szlaban? Na wychodzenie na dwór?- zdziwił się.
-Bedziesz teraz tylko wychodził pod moim nadzorem.- wytłumaczyła Elsa.
-Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, tylko uważaj na siebie- powiedziała Elsa.- Dobrze?
-Tak- powiedział Olaf i uśmiechnął się do niej.
Elsa pokręciła głową śmiejąc się bezgłośnie.
Jammie szedł dalej w stronę Jack'a i Roszpunki.
-Durne, magiczne bałwany- mruknął Jammie gdy dostał w głowę śnieżką od Roszpunki.
Natychmiast zebrał garść śniegu i wymierzył ją w blondwłosą. W ostatniej chwili schyliła się.
-Wracasz na święta do domu?- zapytał Jack tocząc wielką kulę śniegu, z której pewnie miał powstać bałwan.
-No tak, obiecałem Lizzy- odezwał się Jammie.- Ostatni raz widziałem ją rok temu na wakacjach.
-Szkoda mi jej trochę, ciekawe czy kiedykolwiek stanie na nogi- powiedziała Roszpunka.
-Z tego co mówili lekarze małe prawdopodobieństwo- wytłumaczył Jammie.-Musiała przez to zrezygnować z studiów, wiecie, chciała zostać strażakiem.
-Beznadziejnie- odezwał się Jack.
Roszpunka przygryzła dolną wargę i umieściła kawałki węgla tam gdzie miały być oczy bałwana.
-Gdzie studiuje teraz?- zapytała.
-Sztukę w paryżu- odparł patrząc jak Roszpunka zawiązuje bałwanowi szalik na szyi.
-Durne, magiczne bałwany- mruknął Jammie gdy dostał w głowę śnieżką od Roszpunki.
Natychmiast zebrał garść śniegu i wymierzył ją w blondwłosą. W ostatniej chwili schyliła się.
-Wracasz na święta do domu?- zapytał Jack tocząc wielką kulę śniegu, z której pewnie miał powstać bałwan.
-No tak, obiecałem Lizzy- odezwał się Jammie.- Ostatni raz widziałem ją rok temu na wakacjach.
-Szkoda mi jej trochę, ciekawe czy kiedykolwiek stanie na nogi- powiedziała Roszpunka.
-Z tego co mówili lekarze małe prawdopodobieństwo- wytłumaczył Jammie.-Musiała przez to zrezygnować z studiów, wiecie, chciała zostać strażakiem.
-Beznadziejnie- odezwał się Jack.
Roszpunka przygryzła dolną wargę i umieściła kawałki węgla tam gdzie miały być oczy bałwana.
-Gdzie studiuje teraz?- zapytała.
-Sztukę w paryżu- odparł patrząc jak Roszpunka zawiązuje bałwanowi szalik na szyi.
-Czyli nazywasz się Mrok?- zapytała Rose siedząc razem z nim w magicznym lesie na złamanym pniu drzewa.
-Dziwne imię, prawda?-zapytał patrząc się przed siebie.
-Trochę- odparła Rose.- Słuchaj, masz jakąś rodzinę?
-Nie, jestem sam. A ty?
-Mam dużo kuzynów, brata, przyjaciół.
-No widzisz, nie masz czasu na nudę- odparł Mrok.
-Czasami się nudzę, chociaż za nie długo mamy bal karnawałowy.
-Taki z przebraniami?- zapytał rozmażony Mrok.
-Tak, jeszcze nie mam na nic pomysłu.- odparła Rose.
-Wiesz co, wybierz jakąś rzecz a później spróbuj do niej coś wymyślić.
-Tylko co?- westchnęła Rose.
Mrok wyciągnął przed siebie dwie dłonie, zaczęło nad nim coś migotać. Po chwili w jego rękach znalazł się miecz.
Był szkalny, nie, to wyglądało jak diament. Jego krawędzie wydawały się tak mocne by przeciąć nawet najmocniejszą stal.
Mrok przekazał jej miecz, ostrze otarło się o jej skóre. Natychmiast popatrzyła na nadgarstek, nie miała żadnej rany. Świadmomie przejechała ostrzem po wewnetrznej stronie dłoni, nic, ani kawałek skóry nie był rozcięty.
-Zachowaj go- odparł Mrok.
Wszystko zaczęło zanikać a po chwili Rose znowu siedziała u siebie w łóżku.
Powoli przyzwyczaiła się do snów z Mrokiem, miała je prawie codziennie. Nie miała pojęcia czy to prawda, ale co to zobaczyła rozwiało jej wszystkie myśli.
Na łóżku, przed nią leżał diamentowy miecz, ten sam ze snu.
-Dziwne imię, prawda?-zapytał patrząc się przed siebie.
-Trochę- odparła Rose.- Słuchaj, masz jakąś rodzinę?
-Nie, jestem sam. A ty?
-Mam dużo kuzynów, brata, przyjaciół.
-No widzisz, nie masz czasu na nudę- odparł Mrok.
-Czasami się nudzę, chociaż za nie długo mamy bal karnawałowy.
-Taki z przebraniami?- zapytał rozmażony Mrok.
-Tak, jeszcze nie mam na nic pomysłu.- odparła Rose.
-Wiesz co, wybierz jakąś rzecz a później spróbuj do niej coś wymyślić.
-Tylko co?- westchnęła Rose.
Mrok wyciągnął przed siebie dwie dłonie, zaczęło nad nim coś migotać. Po chwili w jego rękach znalazł się miecz.
Był szkalny, nie, to wyglądało jak diament. Jego krawędzie wydawały się tak mocne by przeciąć nawet najmocniejszą stal.
Mrok przekazał jej miecz, ostrze otarło się o jej skóre. Natychmiast popatrzyła na nadgarstek, nie miała żadnej rany. Świadmomie przejechała ostrzem po wewnetrznej stronie dłoni, nic, ani kawałek skóry nie był rozcięty.
-Zachowaj go- odparł Mrok.
Wszystko zaczęło zanikać a po chwili Rose znowu siedziała u siebie w łóżku.
Powoli przyzwyczaiła się do snów z Mrokiem, miała je prawie codziennie. Nie miała pojęcia czy to prawda, ale co to zobaczyła rozwiało jej wszystkie myśli.
Na łóżku, przed nią leżał diamentowy miecz, ten sam ze snu.
Mrok coś kręci,ale co!!!!??
OdpowiedzUsuńakcja, akcja i jeszcze raz akcja! ciekawe... Ciekawią mnie plany Mroka. Czekujem (ah! te moje naologizmy!) na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńCC
Co ten Mrok kombinuje? Oj, chyba lepiej nie wiedzieć :)
OdpowiedzUsuń