czwartek, 20 listopada 2014

17. Olaf poznaje świat

 Z dedykacją dla stronki, która udostępnia moje rozdziały z opowiadania 
https://www.facebook.com/zbajekdisneyasieniewyrasta?ref=bookmarks

 Profesor Longbottom przypiął w pokoju wspólnym listę, na którą miały się wpisać osoby zostające w hogwarcie na święta.
   Jammie żadko zostawał w hogwarcie w święta, i tym razem postanowił wrócić do domu. Schował krótki list do Lizzy do koperty, zdążył już napisać do każdego z przyjaciół, prawie takie same krótkie listy informujące i tym że wraca na święta i chce się z nimi spotkać.
   Wziął wszystkie koperty i schował je do torby, odnotowując w pamięci żeby nie zapomnieć ich wysłać po spotkaniu. Nażucił na mundurek kurtkę i zaczął się kierować w stronę wyjścia z zamku.
   Śnieg nie sypał już tak mocno jak rano, ale na ziemi uzbierała się spora warstwa puchu. Zobaczył przy lesie Jack'a i Roszpunka, szedł powoli w ich stronę.
   Wszędzie panowała cisza oprócz cichego chichotu. Jammie od razu obrócił się i zobaczył tylko małego bałwana, wybudowanego pewnie przez pierwszoklasistów. Wzruszył ramionami i szedł dalej.
   Przeszedł kilka kroków i znów usłyszał chichoty, obrócił się i znów zobaczył bałwana, tyle że stał prawie przy jego nodze.
   Popatrzył na niego, no cóż, zwykły bałwan z marchwią zamiast nosa i czarnymi oczkami. Rozglądnął się czy to ktoś przypatkiem nie robi mu kawału.
-Bardzo śmieszne- powiedział na głos, i sięgnął ręką po nos bałwana.
-Zostaw!- krzyknął bałwan.
   Jammie cofnął się gwałtownie.
-Czy ty jesteś?- zapytał za każdym słowem robił krok w tył.
-Ja jestem Olaf! Proszę oddaj!-krzyknął bałwanek.
   Jammie rzucił w niego marchewkę, która wbiła mu się w środek czoła.
-O! Patrz, jak pasuje- powiedział sięgając po marchew i umieszczając ją tam gdzie powinnien być nos.
   Jammie tylko patrzył na niego nie wiedząc co robić. Olaf rozglądnął się po czym zaczął uciekać z krzykiem w stronę zamku.
-Elsa!- krzyknął Olaf wpadając do gabinetu profesorki, która właśnie oceniała wypracowania uczniów.
   Olaf zamknął drzwi i oparł się o nie ciężko dysząc.
-Co ty tu robisz?- zapytała natychmiast Elsa.- Miałam po ciebie przyjść za pół godziny. Nie mów że biegłeś sam przez zamek.
-Spokojnie, zobaczyło mnie tylko kilka osób- mówił Olaf.
-Kilka osób?!- powtórzyła Elsa jakby nie dowierzała.- Olaf, miałeś bawić się w lesie.
-Ale tam przyszli jacyś uczniowie, to wyszłem z lasu i wtedy zauważył mnie chłopak i... i... Zabrał mi nos! Ale później oddał i uciekłem do zamku i zobaczyło mnie kilka osób i...
-Olaf, stop!- przerwała mu Elsa, patrzyła na niego nie wiedząc co ma powiedzieć.- Masz szlaban.
-Szlaban? Na wychodzenie na dwór?- zdziwił się.
-Bedziesz teraz tylko wychodził pod moim nadzorem.- wytłumaczyła Elsa.
-Przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać, tylko uważaj na siebie- powiedziała Elsa.- Dobrze?
-Tak- powiedział Olaf i uśmiechnął się do niej.
   Elsa pokręciła głową śmiejąc się bezgłośnie.
   Jammie szedł dalej w stronę Jack'a i Roszpunki.
-Durne, magiczne bałwany- mruknął Jammie gdy dostał w głowę śnieżką od Roszpunki.
   Natychmiast zebrał garść śniegu i wymierzył ją w blondwłosą. W ostatniej chwili schyliła się.
-Wracasz na święta do domu?- zapytał Jack tocząc wielką kulę śniegu, z której pewnie miał powstać bałwan.
-No tak, obiecałem Lizzy- odezwał się Jammie.- Ostatni raz widziałem ją rok temu na wakacjach.
-Szkoda mi jej trochę, ciekawe czy kiedykolwiek stanie na nogi- powiedziała Roszpunka.
-Z tego co mówili lekarze małe prawdopodobieństwo- wytłumaczył Jammie.-Musiała przez to zrezygnować z studiów, wiecie, chciała zostać strażakiem.
-Beznadziejnie- odezwał się Jack.
   Roszpunka przygryzła dolną wargę i umieściła kawałki węgla tam gdzie miały być oczy bałwana.
-Gdzie studiuje teraz?- zapytała.
-Sztukę w paryżu- odparł patrząc jak Roszpunka zawiązuje bałwanowi szalik na szyi.
-Czyli nazywasz się Mrok?- zapytała Rose siedząc razem z nim w magicznym lesie na złamanym pniu drzewa.
-Dziwne imię, prawda?-zapytał patrząc się przed siebie.
-Trochę- odparła Rose.- Słuchaj, masz jakąś rodzinę?
-Nie, jestem sam. A ty?
-Mam dużo kuzynów, brata, przyjaciół.
-No widzisz, nie masz czasu na nudę- odparł Mrok.
-Czasami się nudzę, chociaż za nie długo mamy bal karnawałowy.
-Taki z przebraniami?- zapytał rozmażony Mrok.
-Tak, jeszcze nie mam na nic pomysłu.- odparła Rose.
-Wiesz co, wybierz jakąś rzecz a później spróbuj do niej coś wymyślić.
-Tylko co?- westchnęła Rose.
   Mrok wyciągnął przed siebie dwie dłonie, zaczęło nad nim coś migotać. Po chwili w jego rękach znalazł się miecz.
   Był szkalny, nie, to wyglądało jak diament. Jego krawędzie wydawały się tak mocne by przeciąć nawet najmocniejszą stal.
   Mrok przekazał jej miecz, ostrze otarło się o jej skóre. Natychmiast popatrzyła na nadgarstek, nie miała żadnej rany. Świadmomie przejechała ostrzem po wewnetrznej stronie dłoni, nic, ani kawałek skóry nie był rozcięty.
-Zachowaj go- odparł Mrok.
   Wszystko zaczęło zanikać a po chwili Rose znowu siedziała u siebie w łóżku.
   Powoli przyzwyczaiła się do snów z Mrokiem, miała je prawie codziennie. Nie miała pojęcia czy to prawda, ale co to zobaczyła rozwiało jej wszystkie myśli.
   Na łóżku, przed nią leżał diamentowy miecz, ten sam ze snu.

3 komentarze:

  1. Mrok coś kręci,ale co!!!!??

    OdpowiedzUsuń
  2. akcja, akcja i jeszcze raz akcja! ciekawe... Ciekawią mnie plany Mroka. Czekujem (ah! te moje naologizmy!) na nowy rozdział :)

    CC

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ten Mrok kombinuje? Oj, chyba lepiej nie wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń