czwartek, 25 września 2014

10. Miłość rośnie wokół nas

Musze wam to wstawić bo normalnie zakochałam się w tej piosence, lepsza nawet niż oryginał :*


-To na pewno był Koszmar?- upewnił się Jack wieczorem kiedy siedzieli w dormitorium.
-Na sto procent- powiedział Jammie znad książki.
   Jack na chwile odderwał się od nauki.
-Lecę do Northa- oznajmił, rzucając swoją książkę do torby.
-Teraz? Jest dwudziesta druga.
-Trzeba to jakoś wytłumaczyć- powiedział otwierając okno.
-Stop!- zatrzymał go Jammie.- O co pokłóciłeś się z Meridą?
   Jack przez chwile stał jak wmurowany.
-Nie twoja sprawa- mruknął.
-Może i nie moja ale chcę wiedzieć- powiedział Jammie.
-Zapytaj się Meridy, to jej wina.
-Meridy? Dlaczego wszystko zwalasz na nią?
-A dlaczego ty jej bronisz?- w głosie Jack'a słychać było pretensje.
-Może dlatego że nie chcesz mi nic wytłumaczyć. Skoro Merida jest winna to nie masz nic do ukrycia.
-Pokłóciliśmy się o sprawy o których nie masz pojęcia- warknął Jack, wszystko zaczeło go irytować.
-Mógłbyś chociaż ją przeprosić. W końcu powinieneś, jesteś chłopakiem i to ty...
-A z kąd ty nagle stałeś się takim gentalmenem!? warknął Jack. -Weasley cię uczy etyki czy co!
-A co ty masz do Rose?
-Nie lubię jej! Jest wredną, rudą żmiją!
-Teraz się nie dziwie dlaczego Merida jest na ciebie wkurzona!- krzyknął Jammie.- I nie obrażaj...
-Kogo!? Weasley!? Wspomnisz moje słowa kiedy okaże się zdrajcą?
-Co ty pierdolisz, Jack?!
-Zapytaj Meridy i Weasley- warknął Jack i wyskoczył przez okno.
-Dupek- mruknął Jammie.
   Wyszedł z pokoju i stanął pod schodami do damskiego dormitorium. Nie chciał tam wchodzić, bo wiedział że schody nie wpuszczają chłopców.
-Cześć Jammie- powiedziała dziewczynka z kokardą na włosach.
-Cześć Serena- przywitał się.- Słuchaj, zrobisz coś dla mnie?
   Przytaknęła uśmiechając się uroczo.
-Możesz wejść do dormitorium szósto klasistek i powiedzieć Meridzie Dunbroch żeby zeszła na dół.
-Meridzie Dunbroch? A ty nie chodzisz z Rose Weasley?
-No tak, ale mam sprawe do Meridy- wytłumaczył.
-Okay.- powiedziała i podskokami weszła po schodach.
  Jammie nie czekał długo aż z schodów zbiegła Merida.
-Coś się dzieje? -zapytała na wstępie.
-O co pożarłaś się z Jack'iem?
   Merida założyła ręce na piersiach i wupiściła powietrze z płuc.
-Zapytaj Jack'a.- mruknęła.
   Jammie przewrócił teatralnie oczami.
-Jammie, ja nie chce o tym gadać.- powiedziała Merida.- Pójdziesz dzisiaj ze mną na imprezę do ślizgonów?
-Co?!- krzyknął Jammie tak głośno że większość osób w pokoju wspólnym zwróciło na jego uwagę.
-Dostałam zaproszenie od Scorpiusa Malfoy'a.
-Molfoy'a, tego dziwkarza?
-I dlatego musisz iść ze mną, co by było gdyby rzucił się na mnie?- zapytała zakładając ręce na piersiach.
-Dobra- mruknął Jammie.
-To fajnie, idę się przebrać- oznajmiła Merida i wbiegła po schodach do dormitorium.
   Jammie popatrzył na siebie, miał na sobie Jeansy i sportowe buty, jedyne co musiał przebrać to mundurek. Kiedy wrócił przebranybw t-shirt Merida już na niego czekała.
   Nigdy nie widział jej tak ubranej jak teraz. Merida nigdy nie pozwalała sobie na ubrania odsłaniające ramiona. Teraz miała na sobie idealnie pasujące jeansy i zieloną bluzkę na ramiączkach, włosy związała w koński ogon.
-Co się z tobą dzieje?- zapytał Jammie.
-Nie marudź, tylko chodź- powiedziała.
   Robili sporo hałasu idąc pustymi korytarzami. Merida nawet nie zwracała uwagi że jest cisza nocna.
-Impreza zaczęła się już z godzinę temu, przynajmiej mamy pewność że się rozkręciła. Jakie to oni mieli hasło? Śmierć szlamom.
-To w moim przypadku nie wróży nic dobrego- zażartował Jammie.
-To tu- powiedziała wskazując na obraz.- Śmierć szlamom.
   Obraz odsłonił przejście, od razu uderzyła ich fala głośnej muzyki, było tam pełno osób. Jammie popatrzył z podziwem na pokój ślizgonów. Mieli reflektory, kule dyskotekową, wielkie głośniki a nawet własny barek z różnymi rodzajami alkocholów.
-Wow!- powiedziała Merida.- Patrz mają barek.
   Pobiegła w tamtą stronę, Jammie'mu nie pozostało nic innego jak iść za nią.
   Za batem stała jajaś dziewczyna, która malowała sobie paznokcie.
-Mogę polecić tylko ognistą whiskey- powiedziała jakby od niechenia.
-Dwa razy- zdecydowała Merida.
   Dziewczyna nalała im dwie szklanki i z głośnym brzdękiem postawiła je na stole.
   Merida na jednym tchu opróżniła całą swoją szklankę.
-Słabe- skomentowała rudowłosa.- Nie macie czegoś mocniejszego?- zapytała dziewczyny.
-Mamy pół butelki szkodzkiej- mruknęła.
-Daj całą butle- powiedziała Merida.
-Szkodzka jest bardzo mocna- ostrzegł ją Jammie powoli opróżniając swoją szklankę.
   Dziewczyna zdążyła już postawić przed Meridą wielką flachę. Nalała sobie szkodzką bez wachania i nawet nie krzywiąc się wypiła ją za jednym tchem. Już brała się do nalewania kolejnej porcji ale Jammie ją powstrzymał.
-Jesteś niemożliwa, wypiłaś na luzie szklankę najmocniejszej wódki. I to bez popitki- pochwalił ją Jammie.
-Mój ojcem był Szkotem, matka też.- odparła Merida.
   Właśnie teraz Jammie zdał sobie sprawe że nie wie nic o życiu Czkawki, Meridy, Roszpunki czy Jack'a.
-Daj mi kieliszek szkodzkiej- przy barze pojawił się Scorpius Malfoy.
-Skączyła się- odparła dziewczyna nadal malując paznokcie.
-Jak to się skączyła? Zostało jeszcze pół flaszki- warknął do niej Malfoy, ale w tym momencie zobaczył Meridę i podszedł do niej. -Hej- przywitał się.
-Siemka- odparła Merida.-Szkodzkiej?-zapytała.
-Nie, dzięki- powiedział patrząc jak za jednym tchem Merida wypija kolejną porcję.
-Nie to nie- burknęła i niezwracając uwagi na Malfoy'a zapytała.-Jammie zatańczysz?
-Dobra- odparł i razem ruszyli w stronę parkietu.
   Przetańczyli trzy piosenki a po Meridzie, powoli widać było oznaki nietrzeźwości. Nie ma co się dziwić, wypiła prawie pół butelki szkodzkiej.
   Merida zeszła z parkietu i zajęła miejsce na jednej z kanap. Jammie zaprosił kilka dziewczyn do tańca, w końcu postanowił sprawdzić co z Meridą.
    Siedziała na sofie razem z Scorpiusem Malfoy'em, który się do niej przystawiał. Merida była zbyt upita żeby to zauważyć.
-Malfoy możesz się od niej odwalić- zapytał Jammie.
-A co cię to obchodzi Benneth?- zapytał, on też był pożądnie upity.
-Chce spać!- zaczeła narzekać Merida, z zamkniętymi oczami oparta o oparcie kanapy.
-Dobra, choć- powiedział Jammie.
   Merida wstała kiwając się, Jammie przez drogę pomagał jej utrzymać się na nogach. Jammie chętnie by jeszcze został ale przyjaciółka to przyjaciółka.
   Szedł już ponad pietnascie minut a nadal był dopiero w połowie drogi do dormitorium.
   Wszystko było by dobrze gdyby nie profesor Longbottom.
-Na brodę Merlina! Jest dwunasta w nocy!- wykrzyknął nauczyciel, spoglądając na Meride- Czy ona jest upita?! Skąd wracacie?
-Od ślizgonów!- wypowiedziała Merida.
-Mają tam alkochol?!- zdenerwował się profesor.- Chodźcie za mną.
   Zaprowadził ich do swojego gabinetu, tam wziął garść proszku Fiuu i rzucił do kominka.
-Horacy!- krzyknął.
   Zaraz potem z kominka wypadł gruby profesor z wąsami.
-Czrmu mnie budzisz?-zapytał z pretensją w głosie.
-Chciałbym żebyś zaglądnął do dormitoriun swoich uczniów, doszły mnie słuchy że znajduje tam się alkochol.
-Panno Dumbroch?! Czy pani jest pijana?!- zdziwił się Horacy Slugorn.- No dobrze, chodźmy sprawdzić co tam się dzieje. Benneth zaprowadź ją do dormitorium! I to najkrutszą drogą!
   Jammie'mu zostało tylko zaprowadzić Meridę do dormitorium. Po drodze wyobrażał sobie co dzieje się teraz u ślizgonów. Z przyjemnością wyobraził sobie Scorpiusa Malfoy'a wylanego ze szkoły.
    W końcu znalazł się w dormitorium.
-Gdzie wyście byli?- zapytał głos z katą pokoju.
    Oczywiście należał do Jack'a.
-Czy ty ją upiłeś?- zdziwił się Jack.
-Sama się upiła-warknął Jammie.
-Nie jestem aż tak strasznie upita żeby z tobą rozmawiać- wypowiedziała Merida opadając na kanapę.
-W co ty wogulę się ubrałaś? Nie spodziewałbym się po tobie normalnych ubrań- powiedział Jack.
-A co nie podoba ci się? -warknęła Merida.
-Nie no, jest ładnie- odparł Jack.
    Jammie powoli ruszył do dormitorium zostawiając ich samych.
-Jak chcesz to umiesz prawić komplementy, albo mówić najbardziej hamskie rzeczy jakie słyszałam- odburknęła Merida.
   Jack przysiadł się koło niej na kanapie. Siedzieli chwilę w ciszy aż w końcu Jack się odezwał.
-Przepraszam- powiedział.
-Przeprosisz mnie jak będę trzeźwa- odparła Merida.- Nie gwarantuję że będe to pamiętała.
   Popatrzyła na niego i przusunęła się w jego stronę. Objęła jego szyję ręką i bez wahania pocałowała.
   Jack wydawał się lekko zaskoczony ale mimo tego odwzajemnił pocałunek.
   Z delikatnego całusa zamieniał się w długi namiętny pocałunek. Objął ją w tali, tak że między nimi nie było wolnego miejsca. Merida drugą rękę wsunęła mu pod koszulę, kładąc ją na jego zimnej skórze.
   Jack poczuł przyjemny dreszcz na plecach kiedy poczuł jej dłoń. Przejechał palcami po jej odsłonionych ramionach, po szyi aż w końcu dotknął jej ciepłego policzka. Merida w końcu rozłączyła ich wargi ale nadal tchwili w uścisku.
-Podoba mi się ten sposób pogodzenia- wyszeptała, nadal trzymając swoje wargi obok ust Jack'a.
-Mi też- odpowiedział umieszczając ją na swoich kolanach.
   Merida ułożyła się wygodnie w jego objęciach. I po chwili słychać było jej równy oddech. Sam Jack patrząc na nią, zaspał.
-Jammie...- usłyszał nad sobą delikatny szept.
   Otworzył delikatnie oczy i zobaczył Rose.
-Rose, co ty tu robisz?- zdziwił się, popatrzył na zegarek który wskazywał godzinę szóstą dziesięć.
-Mamy przesunięty trening z ósmej na siódmą- powiedziała siadając na jego łóżku.
   Była już ubrana w szate quiditcha a włosy zaplątane w warkocz.
    Jammie podniósł się, lampka na jego stoliku była zapalona przez co zmróżył oczy. Gdy przyzwyczaił się do światła popatrzył na Rose, patrzyła na niego wyczekująco.
-Rose?- zapytał.
-Hmm?
   Wziął ją za rękę i przysunął do siebie. Rose zachichotała cicho kiedy siedząc na kolanach Jammie'go ich twarz znalazła się blisko siebie.
-Ale ja cię cholernie kocham- powiedział Jammie.
-Ja też cię koch...
   Umilkła kiedy poczuła wargi Jammie'go na swojej szyi.  Przymknęła oczy i powoli próbowała odnaleść jego usta. Złączyli je w długim pocałunku, Rose przyległa do niego. Jammie objął ją spacerując dłońmi po jej łopatkach. Nie wiedzieli ile czasu minęło ale mogło to by trawać dłużej gdyby nie pewien szczegół że oprócz nich znajduje się tu jeszcz trzech nastolatków.
-Co do cholery?- usłyszeli zaspany głos Albusa.
   Odderwali się od siebie ciężko dysząc.
-Czy wyście powariowali?!- krzyknął, budząc przy tym reszte chłopaków.-Nie możecie tego robić później?!
-Och, przytkaj się Al.- westchnęła Rose i pociągnęła Jammie'go za rękę zrywając go z łóżka wyszli z dormiorium zatrzaskując drzwi. Znaleźli się na korytarzu.
   Jammie oparł się o ścianę u ponownie objął Rose kontynując pocałunek.

5 komentarzy:

  1. Boooooooooooże! Jak ja kocham Jaridę <3 Rozdział jest cudowny, spodziewałam się, że Merida opieprzy Jack'a i to po pijaku... a Jack ją... a Jammie Rose... Matko... wow. A u ślizgonów to melanż był przedni XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Merida i Jack? Fenomenalnie!
    Wódka u Ślizgonów? Jeszcze lepiej :)
    Pisz dalej, bo nie wytrzymuję normalnie! :)
    Weny :))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Merida i Jack!!!!!!!!!!! Nie podoba mi się ten zestaw..... wolałabym widzieć Jacka z Elsą ale poza tym super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wtooopaaa *mamrocze pod nosem* jaka wpadka nie.no.rewelacja!

    OdpowiedzUsuń